Ten stosunkowo krótki, ale bardzo treściwy koncert został opublikowany na oficjalnym kanale norweskiego (nie mylić ze szwedzkim zespołem o tej samej nazwie) Shining. Niespełna godzinny set to prawdziwa jazda bez trzymanki, muzyczna uczta dla każdego, który potrafi otworzyć swój umysł na mocno awangardowe granie. Bo Shining właśnie w wydaniu na żywo zyskuje dwa razy tyle energii co na albumach.
Zespół znany jest z wyjątkowych koncertów. Wystarczy wspomnieć, że występowali już na 700-metrowym klifie, mając za sobą pionową ścianę w dół. Ich muzyka jest równie szalona co ich wyczyny – awangardowy saksofon, dziwaczne riffy na gitarach, przesterowane efekty, arytmiczna perkusja i szaleńczy wokal. Całość tworzy pozorną ścianę dźwięku, która dopiero przy głębszym wsłuchaniu ukazuje swój specyficzny urok.
Na deser w tych krótkim secie znalazł się (pod koniec) istny opus magnum progresywnej muzyki – „21st Century Schizoid Man”, w dość odważnej aranżacji. Ale mając w zespole szaleńców tego pokroju nie można było nie sięgnąć po jeden z najbardziej szalonych utworów w historii progresywnego rocka.