Hetane – Animan (2013)

hetane-2013-animan

Pojawiają się w Polsce perełki w industrialnym klimacie. I bardzo dobrze, bo ostatnio krucho z ciekawymi wydawnictwami w tym szeroko pojętym gatunku. Agressiva 69 swoim „Ummmet” nieco mnie zawiodła, natomiast śląska zrzynka z Rammstein pt. Oberschlesien nic ciekawego w nurt industrialnego metalu nie wnosi. Na szczęście jest jeszcze Hetane, które co prawda wielu wydawnictw nie posiada, ale przynajmniej wszystkie na solidnym poziomie. I tak samo jest z najnowszym „Animan”. Co warte podkreślenia wydawnictwo to zostało ufundowane przez fanów, w ramach projektu crowdfundingowego na portalu Polak Potrafi.

Bardzo ciekawa i moim zdaniem przyszłościowa forma dla wszystkich zespołów i artystów, którzy chcą wydawać na swój koszt. A nie oszukujmy się, że zdecydowana większość młodych kapel na kontrakt z wydawcami nie ma szans. O plusach i minusach crowdfundingu nie będę się rozpisywał, tak czy inaczej bardzo popieram (i wspieram) takie inicjatywy. Wracając jednak do Hetane… Jest to formacja kojarząca się głównie fanom muzyki industrialnej oraz bywalcom Castle Party. Pierwszy krążek „Machines” ukazał się w 2009 roku, poprzedzony bodajże trzema EP-kami. Był to kawał mocnego, industrialnego rocka spod znaku Nine Inch Nails (z czasów „Broken” oraz „spirali”) z kobiecym, bardzo przyjemnym wokalem.

„Animan” był jednak dla mnie sporym zaskoczeniem. Pierwszy singiel, który ukazał się już w 2011 roku to „Golden Snakes”. Rytmiczna perkusja, powolny riff, a do tego melodyjny refren i zwrotki. Wszystko doprawione dodatkowo świetnymi elektronicznymi ozdobnikami. Stoner rock w nieco pobrudzonej, industrialnej postaci! Aż poczułem ten pustynny piach zgrzytający w zębach. Ostatni raz tak przyjemne uczucie towarzyszyło mi gdy po raz pierwszy słuchałem „Welcome to Sky Valley” Kyuss. Odczucie takie spotęgował zapewne też bardzo przyjemny teledysk, w którym pustynnych, indiańsko-kowbojskich nawiązań znalazło się bardzo dużo.

Album „Animan” ukazał się 23 marca 2013 roku. Na krążku znalazło się 9 kompozycji, które w sumie trwają niespełna 50 minut. Jest to porządna dawka mocnego, stonerowego grania, jednak nadal posiadająca w sobie spory pierwiastek industrialu. Maszynowe dźwięki, szumy i przeróżne elektroniczne przeszkadzajki słychać w każdym utworze (za syntezatory i elektronikę odpowiada w zespole Radek Spanier). Całość mknie przy świetnej sekcji rytmicznej, za którą odpowiadają panowie Janusz Malinowski – perkusja, oraz Remik Karpienko – bas. Gitarzysta Łukasz Pol również zna się na rzeczy i rzeźbi naprawdę interesujące riffy. Dla mnie jednak najbardziej wyrazistym „instrumentarium” operuje Magda Oleś, czyli wokalistka, która obdarzona jest bardzo hipnotycznym głosem, o niesamowicie przyjemnej barwie.

Do najbardziej interesujących propozycji na albumie zaliczam oba single, czyli „Golden Snakes” i „Spy”. Ten drugi to chyba najbardziej przebojowy utwór na całym krążu. Rozpoczyna się transową perkusją, wzbogaconą o elektroniczne ubarwienia, powoli rozwija się w kierunku świetnego, wpadającego w ucho refrenu. Tego numeru można słuchać na okrągło! W czołówce wymienić należy też hipnotyzujące „Mesmerize”, ociężały acz wciągający jak ruchome piaski „Sleep-Walkers” czy „From The North”, który najbardziej przypomina wcześniejsze nagrania Hetane ze względu na spore natężenie elektroniki. Słabych kompozycji na tym krążku nie ma, ale jeśli miałbym wskazać najsłabszy jego fragment to wskazałbym na „Barbers”. Utwór ten dość powolnie się rozwija, i może zanurzyć, ale wynagradza to świetne, dość psychodeliczne zakończenie.

Słuchając „Animan” trudno jest się do czegokolwiek przyczepić. Krążek wywołuje w słuchaczu wrażenie, że uczestniczy on w jakimś rytuale. Wpływają na to hipnotyczne utwory, transowa rytmika, burza dźwięków i wspaniały wokal. Jest tylko jedno „ale”… takie granie trzeba lubić. Hetane tym krążkiem pokazuje, że jest jednym z najbardziej oryginalnych zespołów w Polsce, tworzącym muzykę na światowym poziomie – ale bądź co bądź specyficzną. Nie do każdego fana rocka takie granie trafi. Ale mimo wszystko polecam ten album każdemu z Was. Bo naprawdę warto się do niego przekonać i wpaść w ten rytm!