Killer Be Killed – Killer Be Killed (2014)

killer-be-killed-2014-killer-be-killed

Supergrupa to pojęcie występujące w muzyce rockowej od samych jej początków. Powstawały supergrupy mniej lub bardziej spektakularne, zrzeszające Gwiazdy przez duże „G” lub te nieco mniej rozpoznawalne. Do największych supergrup zaliczyć można z pewnością Cream, U.K. czy Bad Company, oraz – z tych bardziej współczesnych – Audioslave, Velvet Revolver lub A Perfect Circle. Supergrup ostatnio powstało też kilka, m.in. Palms, The Winery Dogs, Atoms for Peace czy Adrenaline Mob. Chyba najnowszą (przynajmniej z tych, które znam) jest Killer Be Killed.

Jaki jest sens powstawania takich „supergrup”? Pewnie powody są różne – finansowe z pewnością też (szczególnie współcześnie), ale znaczące są również indywidualne preferencje artystyczne członków. Wspomniane Killer Be Killed to grupa ludzi, których formacje macierzyste funkcjonują ostatnio pełną gębą i kopią regularnie metalowe dupska na koncertach czy festiwalach. Max Cavalera to lider i założyciel Soulfly – grupy, która reklamy nie potrzebuje. Ponadto ostatni jej album został całkiem dobrze przyjęty. Troy Sanders ze swoim Mastodon ostatnio też nie próżnuje. Grupa wydała dwa albumy na przestrzeni trzech lat i odwiedziła chyba wszystkie największe festiwale rockowe świata. Podobnie Greg Puciato z The Dillinger Escape Plan – album w 2013 roku, bardzo dobrze przyjęty, spora trasa koncertowa i po raz kolejny niezły sukces komercyjny. Dołóżmy do tego Davida Elitch’a, który na perkusji dudnił m.in. w The Mars Volta. Czy taka grupa ludzi narzeka na nadmiar czasu czy brak pieniędzy? Chyba nie, a jednak założyli grupę Killer Be Killed.

Inicjatywa, jak podają źródła, wyszła od Grega Puciato i Maxa Cavalery. Formacja powstała już w 2011 roku, jednak jej debiut wydawniczy nastąpił dopiero niedawno, bo 13 maja 2014 roku. Co więc skłoniło członków tak dobrze prosperujących formacji do stworzenia osobnego tworu? Odpowiedź przynosi właśnie materiał muzyczny z pierwszego albumu, który nazwany został po prostu „Killer Be Killed”.

Z każdym kolejnym przesłuchaniem utwierdzam się w przekonaniu, że szanowni panowie spotkali się wyłącznie po to by… sobie razem pograć! Ot co, taki sobie wymyśliłem banalny powód powstania Killer Be Killed. A bo grupa istnieje już 3 lata, a nie spieszyło się gościom z wydaniem albumu. Grupa nie ma specjalnie wielkiej maszyny marketingowej, choć debiut wydaje nakładem Nuclear Blast. O jej istnieniu dowiedziałem się w sumie dopiero przy okazji wydania krążka, a przecież śledzę dość uważnie poczynania Mastodon i nieco mniej uważnie Soulfly czy TDEP. Więc najprostszym wytłumaczeniem dla mnie jest takie, że panowie chcą sobie razem „ponapierdalać”. Tak po prostu. I bardzo łatwo im to przyszło, bo lekkość z jaką wspólnie grają słychać na całym albumie.

Jest to kawał mięsistego i mocnego metalu, z elementami thrashu, metalcore’u czy death metalu. Czyli wszystkiego po trochu z tego, z czego kapela się wywodzi. Usłyszymy tutaj Soulfly w „Wings Of Feather And Wax” – oczywiście w środkowej części utworu, lub w „Curb Crusher”. Usłyszymy Mastodon w „Twelve Labors” lub „Save the Robots”. Są i połamane przejścia rodem z The Dillinger Escape Plan w „Snakes Of Jehovah”. Najmniej tutaj oczywiście The Mars Volta, ale pan Elitch to raczej muzyk studyjny, któremu (omfg) zdarzyło się też współpracować z Miley Cyrus czy Justinem Timberlakiem. Niemniej jednak nie można mu zarzucić niczego w grze na perkusji. Naparza jak stary metalowy wyjadacz, podwójna stopa chodzi aż miło, a ostre talerze tłuką czasami po uszach bardzo przyjemnie.

Mamy w tej supergrupie prawie samych wokalistów, więc troszkę przed pierwszym przesłuchaniem bałem się, który z nich będzie najwięcej śpiewał. Najlepszym wg mnie warsztatem dysponuje Greg Puciato. Szybko jednak rozwiały się moje malutkie wątpliwości – śpiewają wszyscy. To znaczy… nie zawsze śpiewają, bo Cavalery śpiewającego sobie nie przypominam. On akurat głównie się drze, ale doskonale uzupełniają go Sanders i Puciato. Generalnie od strony wokalnej jest świetnie, ale instrumentalnie również. Ciekawi mnie czy od zawsze Puciato tak dobrze grał na gitarze i wycinał takie solówki jak choćby w poniższym teledysku – czy może niedawno się tego nauczył. Mniejsza o to, „Killer Be Killed” to kawał tłustego i konkretnego metalu z potężnym uderzeniem prosto w twarz. To znaczy w ucho. Doskonała pozycja, lekkostrawna mimo ciężaru gatunkowego, przyjemna i obwarowana świetnymi melodiami oraz riffami. Proste, mocne granie – a czasami takiego najprzyjemniej się słucha. Posłuchajcie tylko refrenu w „Wings Of Feather And Wax” i powiedzcie mi, że to nie wpada w ucho… Mi wpadło.