Po sześcioletniej przerwie powrócił legendarny słoweński zespół Laibach. Formacja ta to wciąż działająca ikona muzyki industrialnej. Kojarzona z politycznymi, religijnymi i ideologicznymi odniesieniami, które nierzadko bywały wyzywające czy szokujące. Grupa będąca częścią kolektywu Neue Slowenische Kunst, stworzonego przez lidera zespołu – Dejana Knesa; kolektywu skupiającego artystów grafików, aktorów, projektantów oraz filozofów. Laibach tworzył też muzykę do licznych przedstawień teatralnych oraz filmów. Ich wpływ na muzykę industrialną jest olbrzymi. Jednym z najpopularniejszych zespołów bezpośrednio czerpiących z dokonań tej słoweńskiej formacji jest choćby Rammstein.
Laibach to formacja wiecznie niepokorna. Przez ileż to gatunków ten zespół przebrnął? Industrial, dark wave, awangarda, elektronika, muzyka eksperymentalna, symfoniczna, popowa… Odcieni ich muzyki jest wiele. Również najnowszy krążek, czyli „Spectre” dowodzi temu, że zespół nie zamierza poprzestać w swoich poszukiwaniach. Kolejnym obliczem Słoweńców jest mroczna elektronika, choć ciągle zakorzeniona mocno w industrialu to nawiązująca w jakimś stopniu do EBM i muzyki tanecznej. Dodatkowo, jak to zwykle w ich przypadku bywa, wszystko zostało okraszone dużą dozą ozdobników, orkiestracji, instrumentalizacji i tym podobnych zabiegów. Jak to wyszło? Moim zdaniem świetnie.
Gromów „Spectre” zebrało sporo, pewnie dlatego, że gro słuchaczy spodziewało się ponownie czegoś w stylu „WAT” czy „Jesus Christ Superstars”. Były to albumy mocne, zahaczające o metal industrialny. Ale, jak już wspomniałem, Laibach zespołem niepokornym jest. I mi się to podoba, bo ja żadnych oczekiwań wobec tego albumu nie miałem. Wbiła mnie w ziemię przy pierwszym przesłuchaniu doskonała produkcja i przestrzenne brzmienie. Czy kiedykolwiek Laibach brzmiał aż tak dobrze!? Po drugie spodobało mi się zmniejszenie ilości utworów podniosłych, nazwijmy to – „hymnicznych”, na rzecz bardziej przebojowej i melodycznej muzyki.
Album otwiera „The Whistleblowers”, utwór ozdobiony powtarzanym do bólu acz niesamowicie wkręcającym motywem… gwiazdanym. Ale nie jest to oczywiście nic tandetnego w stylu „Wind Of Change” Scorpionsów, raczej melodyjna i krótka kompozycja do marszu. Zresztą mógłbym tutaj wtrącić pewną anegdotę z koncertu Laibach w Poznaniu. W przerwie sporo osób udało się do toalety, bo jak wiadomo piwo pędzi. A tak ktoś zaczął gwizdać „The Whistleblowers” – po chwili gwizdali wszyscy. Całkiem specyficzne zdarzenie. Wracając jednak do „Spectre” należy powiedzieć, że utwór otwierający raczej odstaje stylistycznie od całej reszty.
Dalej mamy już mroczną industrialno-taneczną jazdę. I właśnie takiego grania chyba najmniej fanów Laibach się spodziewało. Przede wszystkimdużo więcej na albumie śpiewa Mina Špiler, która od dłuższego czasu współpracuje z zespołem. Ma nawet swoje „solowe” popisy w energetycznym, elektro-punkowym „Eat Liver!”. Śpiewa też wielokrotnie w duecie z Milanem Frasem – charyzmatycznym liderem zespołu, który w sumie rzadko śpiewa, raczej mówi i deklamuje, ewentualnie szepta, ale głos ma potężny. Zresztą jego głos to wizytówka i znak rozpoznawczy Laibach.
Na „Spectre” znalazło się sporo przebojowych numerów, do których zespół wcześniej nie przyzwyczaił. Mam tutaj na myśli chociażby „No History”, oparte na mocnym bicie ze świetnym refrenem i wpadającym w głowę motywem przewodnim. Jest też świetne „Resistance Is Futile” zaczynające się ostrzeżeniem „This is Blitzkrieg”. I faktycznie utwór ten to potężna dawka energetycznej, mocnej muzyki. A ten finał! Trzeba tego posłuchać. Dodatkowo mamy też wolniejsze i bardziej klimatyczne kompozycje. Mroczne, dość niepokojące „Eurovision”, które jako jeden z nielicznych utworów zahacza o politykę (w kontekście Laibach to dziwne, nieprawdaż?). „Europe is falling apart”, czyli „Europa się rozpada” – przyznacie, że dość niepokojąca i niezbyt optymistyczna wizja. Ale taki też jest ten utwór, zresztą trzeba przyznać panom z Laibach troszkę racji, jednak zostawmy tutaj poglądy – o muzyce pisać trzeba. Ciekawymi kompozycjami są też „Americana” oraz „Bossanova”, które chyba jako jedne z niewielu w jakiś sposób nawiązują do wcześniejszych nagrań Laibach.
Warto też zaopatrzyć się w płytę w wersji poszerzonej, do której dołączone są cztery kompozycje. Dlaczego? Przede wszystkim dla coveru Blind Lemon Jefferson „See That My Grave Is Kept Clean”. Ten bluesowy szlagier był już nagrywany przez kilkoro artystów, m.in. Boba Dylana, jednak wersja Laibach jest jedyna w swoim rodzaju. Przekonajcie się sami. Dodatkowo na wersji poszerzonej znajdują się też dwie szalone kompozycje „Love On The Beat” oraz „Just Say No!”.
„Spectre” to album, który mi się bardzo podoba. I chociaż gromów od fanów i krytyków zebrał wiele to myślę, że muzycy Laibach się specjalnie tym nie przejęli. W końcu nieraz byli krytykowani za to co nagrywają, jak nagrywają, jak wyglądają itd. A zawsze trwali i robili swoje – teraz też tak będzie. Utwory ze „Spectre” świetnie sprawdzają się na żywo, co sprawdziłem, ale równie dobrze słucha się tego albumu z płyty.