Primordial – To The Nameless Dead (2007)

primordial-2007-nameless-dead

Na dzisiaj przygotowałem coś naprawdę klimatycznego. Poznałem ten zespół już kilka ładnych lat temu, w erze wielkiej fascynacji mrocznym black metalem. Im mroczniejszym tym lepszym. Ale dopiero wydany w 2007 roku album naprawdę doceniłem. Mam tutaj na myśli irlandzki zespół Primordial, kapelę szczycącą się już bardzo długim stażem na scenie. Kapelę, którą spokojnie można zaliczyć do grona weteranów mocnego i mrocznego grania z Wysp – działają na scenie już grubo ponad 20 lat.

Primordial spłodził na przestrzeni tych lat tylko osiem pełnowymiarowych krążków, z których moim zdaniem właśnie ten, czyli „To The Nameless Dead” zasługuje na miano najlepszego. Zespół zaczynał od black metalu, ale nie stronił od motywów zaczerpniętych z muzyki klasycznej, operowej czy folkowej, a także tradycyjnej muzyki celtyckiej. Ich muzyka z każdym albumem dorastała i coraz bardziej odbiegała od black metalu, ewoluowała w dziwny i fascynujący twór, którego najczystszą formę usłyszymy właśnie na wydanym w 2007 roku albumie „To The Nameless Dead”.

Dlaczego album ten jest dziwny i fascynujący? Bo muzyka na tym albumie przypomina hymny. Tak właśnie – pochwalne, podniosłe i pełne patosu hymny na cześć zapomnianych bohaterów, wojowników, opiewające legendarne bitwy, wyprawy i podboje. Wszystko to oczywiście zabarwione mocno zakorzenionym w muzyce Primordial black metalem, który jednak zatraca na tym albumie swoją surowość i drapieżność. I bardzo dobrze, bo otrzymujemy twór świeży, nowoczesny i odkrywczy. Wrzaskliwe opętańcze wokale zastąpione zostały wyniosłym śpiewem, który przypomina głos przywódcy motywującego swoich wojowników. Bardzo szybkie partie perkusji zastąpione zostały umiarkowanymi, rytmicznymi i zmiennymi, budującymi dodatkowe napięcie i podniosły charakter całości.

Większość kompozycji utrzymanych jest w równym tempie i w podobnej stylistyce. Nie jest to na pewno typowy folk czy pagan metal. Jak wspomniałem, znajdziemy na „To The Nameless Dead” elementy muzyki black metalowej, choćby w „Traitors Gate”, muzyki celtyckiej w „Heathen Tribes” czy doom metalu w „As Rome Burns”. Elementów tej układanki wyszukać i wymienić można by wiele, ponieważ krążek ten z pewnością określić można wielowymiarowym. Poprzez wymieszanie różnych składników i dodanie własnych pomysłów panowie z Primordial niczym druidzi stworzyli magiczną miksturę niepodobną do czegokolwiek wykreowanego dotychczas.

Kompozycji na albumie jest w sumie osiem, przy czym jedną z nich jest trwający półtora minuty przerywnik „The Rising Tide”, który tak naprawdę jest jedynie ponurym echem bębnów i bitewnych dźwięków. Nic specjalnego, ale jakoś też całości nie przeszkadza, tym bardziej, że zaraz po nim następuje (i tutaj mogę to śmiało stwierdzić) żywcem black metalowa jazda. „Traitors Gate” to utwór, który najbardziej przypomina wcześniejsze dokonania grupy i jest doskonałym zamknięciem poprzedniego etapu twórczości Primordial. Długość wszystkich kompozycji oscyluje mniej więcej w okolicach ośmiu minut, co czyni je dosyć długimi, ale ich długości się nie odczuwa. Czas płynie wolniej co nie znaczy, że nudniej. Doskonałym przykładem jest „As Rome Burns”, który jest propozycją najbardziej rozbudowaną ze wszystkich.

Niektórych zdziwić może dosyć płaskie brzmienie tego albumu, ale co ciekawe – było to zamierzone. Otóż muzycy postanowili, za co im chwała, nagrać album z minimalnym użyciem obróbki cyfrowej w studio. Materiał został zarejestrowany praktycznie idealnie tak jak go zagrały wszystkie instrumenty. Brzmienie i tak jest bardzo dobre, a dodatkowo dzięki takiemu zabiegowi zyskuje jeszcze więcej wiarygodności i charakteru. Doskonale moim zdaniem sprawdza się wokalista, Alan „Nemtheanga” Averill. Jego głos brzmi tu tak przekonująco, że nie trudno wyobrazić sobie rycerza w zbroi, który wykrzykuje podniosłe teksty ku pokrzepieniu serc i dodaniu otuchy.

No właśnie, słów kilka o tekstach, bo jeszcze o nich nie wspomniałem. Jak nie trudno się domyślić są one o wojownikach, królestwach, bitwach i tym podobnych. Czyli zakres tematyczny w muzyce metalowej, a szczególnie black czy folk metalowej, spotykany wybitnie często. Mimo wszystko skonstruowane są tak, by idealnie zgrywać się z fragmentami muzycznymi, są bowiem czy to śpiewane czy recytowane (bo i takie części się tutaj zdarzają). Primordial uchodzi za zespół, którego członkowie ponad wszystko cenią kulturę swojego kraju, starają się ją szerzyć, na swój sposób oczywiście, i moim zdaniem – udaje im się to. Promowanie kraju tak doskonałymi albumami jest jak najbardziej wskazane, a przyznam się szczerze, że nie wiedziałem z jakiego kraju pochodzi Primordial. Po wstępnym fragmencie „Heathen Tribes” obstawiłem Irlandię, sprawdziłem i trafiłem idealnie.

„To The Nameless Dead” to album szczególnie wyróżniający się w muzyce metalowej. Z pewnością przypadnie do gustu fanom gier RPG, książek fantasy czy filmów jak „Braveheart”, ale sądzę, że również wszystkim tym, którym nadmiar patosu i podniosłość w muzyce nie przeszkadza. Mimo wszystko należy być jednak też odpornym na black metalowe naleciałości, a nie wszyscy tak skrajną muzykę lubią. Na szczęście tutaj jest jej w idealnej proporcji nawet dla osób nie przepadających za blackiem. Primordial gra tę muzykę całym sercem, z wyczuwalną emocją i zaangażowaniem. W dodatku promując w fantastyczny sposób swoją ojczyznę, chwała im za to! I za wspaniałą muzykę również!