Najnowsze dzieło Keshava Dhara to w pewnym sensie definicja współczesnego metalu progresywnego. Namnożyło nam się tych podgatunków całe mnóstwo: post rock, djent, post metal, prog metal, prog rock, math metal, jazz core… I jeszcze wiele by wymieniać. Istny misz-masz. I niestety w wielu przypadkach gdzieś znika melodia, zjadana przez techniczne popisy. Coraz szybsze solówki, coraz bardziej połamane rytmy, coraz bardziej szalone kompozycje – we wszystkim tym gdzie zanika właśnie melodyka, a co za tym idzie i chwytliwość utworu.
Na szczęście mamy Skyharbor. Najnowszy krążek tego międzynarodowego projektu, który powstał w Indiach kilka lat temu dowodzi, że nowoczesne i zarazem bardzo techniczne granie może być bardzo atrakcyjne. Na „Guiding Lights” nie brakuje fragmentów, ba! nawet całych utworów, które mogłyby spokojnie figurować na radiowych listach przebojów. A przecież djent tam chyba nigdy nie gościł, i prawdopodobnie nigdy nie zagości. Za to Skyharbor wcale nie rezygnuje z tego co dotychczas prezentował, nie zmienia swojego dość drapieżnego charakteru. Zmienił się, ale nie jest to zmiana diametralna i taka, która dotychczasowych fanów mogłaby zniechęcić. Pozostając nadal w rejonach bardzo technicznych kompozycji, rytmicznych wariacji i djentowych riffów Skyharbor zaprezentował album, którego fragmenty po przesłuchaniu wręcz chce się nucić pod nosem! Czy djent był kiedykolwiek tak przystępny? Myślałem, że TesseracT na „Altered State” pokazał najbardziej przystepną formę. Jak się okazuje – można to zrobić nawet lepiej.
Nie będę jednak porównywał obu tych zespołów, choć podstaw ku temu byłoby całkiem sporo. Na „Guiding Lights” zaśpiewał bowiem były wokalista TesseracT – Daniel Tompkins. I chociaż w Skyharbor zaliczył już swój debiut na „Blinding White Noise: Illusion and Chaos” to moim zdaniem dopiero na najnowszym krążku pokazał jak wspaniałe możliwości wokalne posiada. Tompkins jak mało kto potrafi operować swoim głosem, barwą, emocjami i tonem, w taki sposób by przyprawić słuchacza o gęsią skórkę. Ja sie na tym dałem złapać przy którymś z kolei przesłuchaniu.
Oprócz fantastycznego wokalu Skyharbor serwuje nam też całą gamę różnorodnych kompozycji, które w całości nadal stanowią jeden spójny kolektyw. Albumu słucha się z uwagą i nieskrywaną przyjemnocią, choć poszczególne pozycje różnią się od siebie w sposób dość znaczący. Takie „Evolution” na przykład to mocna, bardzo djentująca petarda okraszona spokojniejszymi zwrotkami i nieco szalonym refrenem. „New Devil” z kolei oferuje nam sporą dawkę elektroniki pomieszanej z mocnym metalicznym brzmieniem. Również mocnym akcentem jest „Kaikoma” z gościnnym udziałem Valentiny Reptile z brytyjskiej formacji Hieroglyph.
Na największą uwagę jednak zasługują zamykający album „The Constant”, świetny „Miracle” oraz chyba największy przebój tego albumu – „Patience”.Tego ostatniego z pewnością nie powstydziłby się żaden z wielkich współczesnego progresywnego rocka, od Stevena Wilsona począwszy. Zresztą już sam teledysk stworzony przez te same osoby, które tworzyły dla Wilsona ostatnie wideoklipy wskazuje, że inspiracja była jednoznaczna. A dodatkowo Skyharbor z powodzeniem zawiązał swego rodzaju nić łączącą art rock z djentem. „Patience” nie ma bowiem kompletnie nic wspólnego z tym, co zespół prezentował na swoim debiutanckim albumie, a jednak… jakoś specjalnie nie odstaje od reszty ich kompozycji. Pasuje doń wręcz doskonale, a co więcej – cały „Guiding Lights” jako album gra bez najmniejszego zgrzytu, krążka w całości słucha się bardzo płynnie.
Wydaje się więc, że „Guiding Lights” jest naturalną ewolucją jaką Skyharbor przebył od swojego debiutanckiego albumu, w – zaznaczmy – niespełna dwa lata od jego wydania. Ja skłaniam się ku dosyć chyba odważnemu stwierdzeniu, że najnowszym swoim dziełem pan Keshav Dhar i spółka wyznaczają ciekawy kierunek dla wszystkich młodych zespołów, które nie mogą się zdecydować jak grać by grać progresywnie. To ja im podpowiadam: włanie tak! Z energią, bez kompleksów, pomysłowo, puszczając wodze fantazji i twórczego szaleństwa. „Guiding Lights” to dla mnie najjaśniejsza gwiazda zeszłorocznych wydawnictw w djentowym środowisku. Skyharbor stworzył coś nowego z tej muzyki. Art djent? …tak czy inaczej – po prostu: fantastyczny album!