Soen tworzą: Martin Lopez, Steve Di Giorgio, Joel Ekelöf i Kim Platbarzdis. Grupa muzyków nie byle jaka, prowadząca do nierzadkiego określania Soen mianem supergrupy. Z tym bym akurat nie przesadzał, bo to takie górnolotne określenie, ale niech już sobie zostanie. Grupa powstała w 2010 roku, a zadebiutowała w roku 2012 albumem „Cognitive”. Nie przypadkowo chyba wybrano również osobę odpowiedzialną za miks krążka. Zajmował się nim nie kto inny jak David Bottrill (miksował albumy „Ænima”, „Salival” oraz „Lateralus”). Prównań do Tool nie będzie więc sposobu uniknąć, tym bardziej, że muzyka również wspomnianą kapelę przypomina.
Przed wydaniem albumu ukazał się pierwszy singiel pt. „Savia” i już on przywodził gdzieś w tyle głowy myśl, że może Maynard James Keenan postanowił nagrać coś na boku oprócz Tool, APC czy Puscifer. Szybko jednak okazało się, że bardzo podobne możliwości wokalne ma pan Joel, a utwór to propozycja nowo powstałego projektu Soen. Kolejnym nawiązaniem jest projekt okładki, przypominający do złudzenia niektóre projekty Alexa Grey’a. Żartobliwie stwierdzić można, że fryzury obaj wokaliści również mają podobne. Album „Cognitive” ukazał się w marcu 2012 roku nakładem fińskiej wytwórni Spinefarm (niezależnego oddziału Universal Music Group).
Już pierwsze dźwięki sugerują, że na albumie będzie schizofreniczny, psychodeliczny nastrój. „Fractal” to takie intro, które spójnie przechodzi w pierwszy utwór „Fraccions”. I jest to jedna z tych propozycji, które są najbardziej Tool-owe. Jednak gdybyśmy wszystko rozpatrywali przez pryzmat tej amerykańskiej kapeli skończylibyśmy z wnioskami typu „to kalka i nic ponad to”. Nie jest tak, a uświadamia nas o tym chociażby trzeci utwór „Delenda”. Mocny początek tego utworu przywodzi na myśl bardziej Katatonię, dodatkowo nieco posmaku a’la Opeth dodaje tutaj gra Lopeza, który rzeźbi na perkusji mocne rytmy pasujące bardziej do „Deliverance” Opeth niż albumów Tool.. Generalnie muzyka Soen oparta jest w dużej mierze na sekcji rytmicznej i ten utwór jest tego najlepszym przykładem.
Są też jednak utwory spokojniejsze, w których wokal i gitara wychodzą zdecydowanie na pierwszy plan. Jednym z nich jest przedostatni „Slithering”, w którym gitara brzmi niesamowicie, a i wokalnie jest to jeden z najlepszych utworów na płycie. Zaczyna się mocno, by później zwolnić, przytrzymać w napięciu i powoli rozgrzać się by ostatecznie przemienić w jeden z najmocniejszych fragmentów na albumie. Ten finał jest niesamowity, riff dostatecznie połamany by nie powstydziła się go Meshuggah, a perkusja przeplatana z etnicznymi bębenkami tworzy niesamowity klimat. Innym bardzo metalowym momentem jest cały utwór „Oscillation”, zbudowany na podobnym schemacie co końcówka „Slithering”. Warto też wspomnieć o utworze „Purpose”, który spokojnie mógłby kandydować na rockowe listy przebojów. To najbardziej przystępny numer na płycie, a zarazem jeden z jej najjaśniejszych elementów. Świetna melodia, doskonały refren i najlepsze na całym albumie riffy. Trzeba przyznać, że wynaleziony gdzieś z nikąd Kim Platbarzdis zna się na grze na gitarze bardzo dobrze i prezentuje bardzo wysoki poziom, również kompozycyjnie.
Trudno ocenić ten album maniakalnemu fanowi Tool, głównie przez podobieństwa do tej grupy, które wszyscy zaznaczają. I faktycznie podobieństw jest bardzo dużo, ale według mnie Soen udało się stworzyć nową jakość, nagrać album świeży i nowatorski, nie będący kalką wydawnictw amerykańskiego pierwowzoru. Spodoba się z pewnością wszystkim fanom Tool (szczególnie w tym długoletnim bezpłodnym okresie bez albumu Narzędzia), to pewne, ale polubią go również ludzie słuchający mocnego progresywnego metalu spod szyldu Opeth, Katatonia, Meshuggah itp. Również fani tej delikatniejszej odmiany Tool, czyli A Perfect Circle, znajdą na „Cognitive” coś dla siebie. Jest to propozycja kompletna, spójna i przemyślana. Podobieństw, co wnioskuję po okładce, świadomi są również muzycy Soen i najwidoczniej się tego nie wstydzą. Koncertują, prawdopodobnie pracują nad nowym materiałem i chcą kontynuować eksperyment spod znaku Soen. I dobrze, trzymam za nich kciuki i kibicuję, bo nagrali naprawdę bardzo dobry album!
PS. Nachodzi mnie też taka konkulzja, że Tool to taki zespół, któremu wystarczyło nagrać przez 20 lat tylko cztery albumy by niesamowicie namieszać w świecie rocka i metalu. Namieszać również w głowach muzyków, ale w sensie pozytywnym. Chodzi mi tutaj bardzej o zainspirowanie do tworzenia „czegoś na wzór”, ale zaznaczyć należy, że dokładnej kalki Tool odegrać się nie da. Schemat w przypadku tej amerykańskiej kapeli wydaje się być następujący: nagrać album i pozostać w ciszy jakiś czas. Świadomie lub nieświadomie taka taktyka tworzy za każdym razem przestrzeń, w którą wpisać się mogą zespoły młodsze, mniej znane, naśladujące swoich wielkich idoli.