Na ten album czekałem z niecierpliwością. Kiedy Mariusz Duda ogłosił, że kolejne wydawnictwo pod szyldem Lunatic Soul ukaże się jeszcze w tym roku bardzo się ucieszyłem. Pojawił się jednak w mojej głowie też delikatny niepokój, ponieważ ostatnie wydawnictwo macierzystej formacji Dudy (Riverside) niespecjalnie do mnie przemówiło. Na szczęście wszystkie moje wątpliwości zostały rozwiane. Najpierw fantastycznym singlem „Cold”, a ostatecznie rozwiał je doskonały w całej okazałości album „Walking On A Flashlight Beam”.
Mariusz Duda to wizjoner i biorę pełną odpowiedzialność za to określenie. Z pełną świadomością mogę stwierdzić, że swoją solową twórczością idzie w kierunku nieobieranym dotychczas przez muzyków progresywnych, lub obieranym wybitnie rzadko, może nawet niechętnie. Jego utwory to bardzo orientalne, transowe, eklektyczne, wręcz ponadgatunkowe wariacje na temat ogółu muzyki rockowej, elektronicznej i folkowej. Co w dobie definiowania co rusz to nowych gatunków muzycznych jest sporym osiągnięciem. Nie ma ram, którymi objąć można by muzykę prezentowaną przez Lunatic Soul. Możecie próbować, ale zawsze znajdzie się jakiś pierwiastek, który albo pasowałby lepiej do innej szuflady, albo nie pasowałby wręcz nigdzie. Dzięki temu można pokusić się o stwierdzenie, że Duda sam tworzy swój własny gatunek muzyczny. Lunatyczny i hipnotyzujący.
I tak z całą pewnością „Walking On A Flashlight Beam” to nie jest rock progresywny, którym często bywa etykietowany Lunatic Soul. Na pierwszym krążku można jeszcze było sporo nawiązań do takowego odnaleźć, na drugim już zdecydowanie mniej. „Lunatic Soul” jest mocno zakorzeniony w akustycznej, quasi-mantrycznej muzyce, natomiast „Lunatic Soul II” romansuje sporo z ambientem i muzyką elektroniczną. „Impressions” to takie swoiste uzupełnienie tych dwóch pozycji, ściśle scalające oba. Ale najnowszy album spod rąk Dudy definiuje nową jakość. Doszedł powiew orientu, cała masa przeszkadzajek i dużo większy nacisk na rytm w budowie utworów. Sporo też elektroniki wychodzącej śmiało na pierwszy plan, podczas gdy wcześniej stanowiła ona w utworach Lunatic Soul raczej tło i uzupełnienie. Dzięki temu wszystkiemu album nabiera jeszcze bardziej transowego, onirycznego, a nawet nieco psychodelicznego charakteru.
Album otwiera długo rozwijający się „Shutting Out The Sun”. Ambientowy wstęp mocno kojarzy się z nagraniami dark ambientowymi spod rąk Lustmord czy Lilith. Gdzieś w tle odbijają się rytmiczne uderzenia, pośrodku rozbrzmiewają budujące klimat echa, a na pierwszym planie pojawia się z każdą chwilą coraz więcej różnych dźwięków. I w tak niespiesznym tempie docieramy do momentu pojawienia się wokalu, delikatnie przesterowanego, ale nadal bardzo charakterystycznego i będącego wizytówką Mariusza nie tylko jako Lunatic Soul, ale artysty w ogóle. W podobnym klimacie utrzymany jest też instrumentalny „The Fear Within”, którego budowa jest analogiczna – niespieszne pojawianie się kolejnych warstw, budujących nastrój i dążących do punktu finałowego.
Wspomniany wokal Dudy to oczywiście rzecz wybitnie dla niego charakterystyczna, ale nie zapominajmy o tym, że poznaliśmy go (z Riverside) również jako znakomitego basistę. Wydaje mi się, że postawienie na bardziej rytmiczny charakter albumu stworzyło także szansę na większe wyeksponowanie basu, czego najlepszym przykładem może być „Gutter”. Praktycznie cała kompozycja oparta jest o linię basu, która napędza utwór przez przeszło osiem minut. Jest to zdecydowanie jedna z najlepszych i najbardziej rockowych kompozycji na „Walking On A Flashlight Beam”, w dodatku dobrze mi się kojarząca. Pierwsze bowiem skojarzenie jakie miałem po przesłuchaniu tego utworu to… Tool, a konkretniej ichnie „Reflection”. Niektórzy wiedzą, że za ten amerykański zespół dałbym się pokroić, a każde obcowanie z ich muzyką traktuję prawie jak nabożeństwo, dlatego tak szybkie skojarzenie z Tool to w moich ustach największa pochwała jaka może być. Oczywiście to tak troszkę półżartem, bo próba postawienia Lunatic Soul obok Tool byłaby dość karkołomna, w końcu to kompletnie różna muzyka. Ale powoli dojrzewa we mnie myśl, że w osobie Dudy mamy w Polsce basistę równie charakterystycznego co Chancellor – i co chyba ważniejsze – równie utalentowanego. Zauważam w ich grze pewne analogie i podobieństwa, ale tylko z punktu widzenia słuchacza, bo od strony technicznej nie mnie ich grę oceniać.
Skoro jesteśmy już przy instrumentarium to należy zauważyć, że na albumie pojawia się całe mnóstwo przeszkadzajek, różnych grzechotek, cymbałków, bębenków, instrumentów orientalnych, ludowych itp. Dzięki temu każdorazowe przesłuchanie takich utworów jak „The Fear Within” czy „Sky Drawn in Crayon” stwarza okazję do odkrywania coraz większej ilości dźwięków i warstw. Dodatkiem do nich jest wspominana już wcześniej elektronika, która śmiało przebija się na pierwszy plan. Na przykład singlowy „Cold” bardziej kojarzyć się może z nagraniami Depeche Mode lub nawet Nine Inch Nails niż z zespołami progresywnymi. Od tej strony Lunatic Soul nie dało się nam jeszcze poznać. To duży krok naprzód, lub może raczej w poprzek, szczególnie oczekiwaniom niektórych słuchaczy. Mi on bardzo odpowiada i bardzo się podoba, bo właśnie wspomniane kompozycje takie jak „The Fear Within”, wraz z otwierającym miniaturowym „Stars Sellotaped”, czy „Sky Drawn in Crayon” nabierają zupełnie innego, ponadgatunkowego wydźwięku. I są czymś nowym w całej twórczości Lunatic Soul.
Dość niespodziewanie pojawia się mniej więcej w połowie utwór „Treehouse” – najbardziej melodyjny i przebojowy. To taka troszeczkę odskocznia, wpleciona w cały album bardzo sprytnie, nie odstająca poziomem do reszty i o dziwo bardzo tutaj pasująca. Coś dla fanów No-Man chociażby. Ale dlaczego „o dziwo”? Bo całościowo „Walking On A Flashlight Beam” to jednak dosyć trudny w odbiorze album. Lunatic Soul jest w pełni dojrzałym projektem, który rozwija się na swój własny sposób, nie próbujący za niczym i nikim podążać. Po prostu płynie przed siebie. Jest to też więc album dla raczej otwartych na różne brzmienia słuchaczy, bo prawdopodobnie nie wszystkim fanom rocka progresywnego czy stricte Riverside (lub nawet wcześniejszych nagrań Lunatic Soul) przypadnie do gustu. Ale i dla nich znajdą się bardzo ciekawe kąski.
Jednym z nich jest najdłuższy na płycie „Pygmalion’s Ladder”. To również bardzo rytmiczny utwór, jednak posiadający kilka rozdziałów. A takie rozbudowane kompozycje do fanów progresji zazwyczaj przemawiają. Początek ma dość przytłaczający i niepokojący nastrój, ale jeszcze mroczniej robi się na spokojniejszych partiach wokalu. Duda śpiewa niespiesznie, słowo po słowie, w tle pobrzmiewa bas oraz melodia przewodnia, która ciągnie się jakiś czas. W końcu następuje punkt zwrotny i rozpoczyna się druga część utworu, bardziej energiczna, bardziej rozbudowana dźwiękowo. A na finał okraszona najmocniejszym na płycie fragmentem. Mocny przesterowany bas napędza perkusję, a elektroniczne przestery budują napięcie i rozładowują ten niepewny, przytłaczający nastrój ciągniony od początku utworu. Podobnym smaczkiem dla miłośników progresywnego grania może być utwór tytułowy, który kończy album. Ma on zasadniczo podobną budowę: spokojniejszy wstęp, budowanie napięcia i energiczne mocne uderzenie na finał. To z kolei coś idealnego dla miłośników Nosound czy Mothlite – czyli „koleżeńskich” projektów LS ze stajni Kscope.
Lunatic Soul to, jak już wielokrotnie wspomniałem, w pełni dojrzały projekt, który zdefiniował swój własny styl i odkrywa swoje kolejne oblicza z każdym następnym albumem. A Mariusz Duda wyrasta w moich oczach na najciekawszego oraz najbardziej utalentowanego muzyka w Polsce, oraz jednego z najlepszych solistów w Europie. Szkoda tylko, że na choryzoncie póki co brak koncertów pod szyldem Lunatic Soul – ale może kiedyś się doczekamy. Lubię klimaty, które prezentuje ten projekt. Trans, mantra, rytmika, niepewność, klimat, emocja, ciemność przeplatana światłem – to wszystko słowa, które pasują do Lunatic Soul idealnie. Do nowego albumu również. Duda porwał mnie swoim dyptykiem, porywa mnie też prequelem do niego. „Walking On A Flashlight Beam” to z pewnością mocny kandydat do albumu roku i pewnie w wielu zestawieniach się znajdzie. Bo to po prostu bardzo dobry krążek! A kto wie… może jeszcze bardziej mnie zachwyci i kiedyć powiem o nim „genialny”? Na pewno na bardzo długo zagości w moim odtwarzaczu i będę go katował jeszcze długo, a i z miłą chęcią do niego wracał.